środa, 29 sierpnia 2012

KONKURS

Uwaga, uwaga!!!
Dzisiaj ogłaszam pierwszy konkurs na moim blogu :)
Do wygrania atrakcyjne nagrody!!!

Żeby wziąć udział w konkursie, należy:
1. Odpowiedzieć poprawnie na pytanie konkursowe.
2. Wpisać odpowiedź w komentarzach pod tym postem, lub wysłać mailem na adres: a_g_a_7@interia.pl
3. Zostać wylosowanym przeze mnie :)

Wśród prawidłowych odpowiedzi rozlosuję trzy nagrody:
1. Mój rysunek "Dziadzio na paralotni" plus nagroda niespodzianka.
2. Mój rysunek "Ala i Edzio" plus nagroda niespodzianka.
3. Mój rysunek "Asrakcja", albo jak kto woli "Bazgrołki", plus nagroda niespodzianka.

A pytanie konkursowe brzmi: Jak ma na imię mój wielki miś Edzio?

Odpowiedzi należy przesyłać do 5 września, czyli przez cały tydzień.

POWODZENIA ;)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

piknik polonijny

W niedzielę byliśmy wszyscy na pikniku polonijnym w takim dużym parku. Było bardzo ciepło, miałam sukienkę i musiałam nosić kapelusz.
Jak przyjechaliśmy, to nie było jeszcze dużo ludzi. Poszłam z rodzicami przywitać się z ciocią Gabrysią, wujkiem Józkiem i z panią Elą, która była w kuchni i sprzedawała jedzenie. Następnie poszliśmy na huśtawki i zjeżdżalnię. Później przyszły inne dzieci i wszystko pozajmowały. Dla dzieci były specjalne stoliki. Można tam było rysować, przyklejać naklejki i dmuchać balony. Mamusia nasypała do balona ryżu i go nadmuchała. Dzięki temu mi nie odleciał :) Dałam nawet takiego balona jednej dziewczynce, a sama poszłam po drugiego, bo wiedziałam gdzie są. Zaczepiałam jeszcze chłopca, ale nie był zbyt rozmowny ;)


Z czasem przychodziło coraz więcej ludzi, a na scenie zaczęła grać orkiestra. Jako pierwsze wyszłyśmy z ciocią na środek i rozpoczęłyśmy tańce :) Jak już się wybiegałam i wytańczyłam, to poczułam się okropnie głodna. Nie mogłam wytrzymać z głodu i tatuś poszedł mi szybko kupić gołąbka. Jednak okazało się, że jest trochę ostry, a ja nie lubię ostrego. Na szczęście ciocia z wujkiem zamówili również pierogi, więc nie umarłam z głodu. Zjadłam aż trzy i zachciało mi się spać. Mamusia powiedziała, że będę spała z wózku, bo przecież żadnego łóżka tam nie było. Jak mnie tak woziła i woziła, to sobie trochę przysnęłam. Później okazało się, że przespałam dwie godziny imprezy...
Siedzieliśmy sobie przy stoliku w cieniu, pod drzewkami. Ja nie chciałam za długo siedzieć, więc raz mnie zabierała mamusia, a raz tatuś na tańczenie lub przechadzkę. A jak poszłam z ciocią odwiedzić panią Elę, to nawet kuchnię zwiedziłam. Przeszłam przez takie małe okienko, przez które wydawało się jedzenie :)
Później było jeszcze losowanie nagród w loterii, ale nic nie wygraliśmy.
Dużo się na tym pikniku natańczyłam i nabiegałam. Jak wróciliśmy do domku, to byłam bardzo zmęczona. Mamusia powiedziała, że będę zdrowa, bo spędziłam cały dzień na świeżym powietrzu. Było bardzo fajnie. Myślę, że impreza się udała. Brawo :)


czwartek, 23 sierpnia 2012

kolorowe kredki

Dzisiaj dostałam od rodziców swoje pierwsze kredki. Mają różne kolory i jest ich bardzo dużo. Jak po południu wróciłyśmy z mamusią z parku, to zabrałyśmy się do malowania. Mamusia namalowała słoneczko, a ja trawkę. Zrobiłam ją kolorową, bo przecież na rysunku nie musi być wcale zielona. Super się razem bawiłyśmy :) Mamusia to nawet mnie piosenki o tych kredkach uczyła.


Mamy już wodę i rodzice wpadli na pomysł, żeby wykąpać mnie dzisiaj w południe. Było to trochę śmieszne, ale ja się tam cieszyłam. Wczoraj mamusia myła mnie w misce i wcale mi się to nie spodobało. Tam nie dało się nawet pochlapać, więc co to za kąpiel...?
Wczoraj stało się coś dziwnego mojemu kotkowi. Nagle gdzieś zgubił wąsy. Na początku się przestraszyłam, że mogłam mu je zjeść, bo ze mną śpi, ale to chyba niemożliwe. Mamusia powiedziała, że pewnie były stare i się ich pozbył... szkoda, bo lubiłam czasem je podgryzać ;)
A tak wyszedł nam rysunek :) To my i Gizmo, po pobycie w Iwoniczu :) Jest też nasz domek i jabłoń, na której rosną takie maleńkie jabłuszka... i wszyscy są uśmiechnięci :)


środa, 22 sierpnia 2012

barbecue i pęknięta rura

W niedzielę byłam na prawdziwym barbecue. Tak tutaj mówi się na grilla :) Byliśmy u Pani Eli, która pomogła nam znaleźć domek. Było fajnie, ale niestety nie było żadnych dzieci. Był za to piesek, który biegał jak się mu rzucało jabłko, i aportował. Miał fajne imię, Waldek :) Siedział cały czas pod stołem i czekał, aż ktoś się nad nim zlituje i coś mu da. Wszyscy dorośli siedzieli, gadali i jedli. Ja też siedziałam i jadłam, a później poszłam sobie pochodzić i pohuśtać się na huśtawce. U Pani Eli rosną takie wielkie grzyby, sięgające mi prawie do pasa :) Miałam nawet swoje krzesełko, pożyczyłam od chłopca, bo on mógł siedzieć na trawce. Później Pani Ela przyniosła mi kocyk i bańki, żebym się nie nudziła. Wróciliśmy bardzo późno do domku.


Od wczoraj nie mamy wody. Wczoraj po południu przyjechali panowie i powiedzieli, że uszkodziła się rura, którą płynie woda do domku. Miasto kazało odciąć wodę, żeby się nie wylewała. Dzisiaj byli znowu panowie i tylko coś poznaczyli na trawce, i pojechali. Tatuś przyniósł trochę wody od Pani Eli z pracy, bo ona pracuje zaraz obok nas. Wylał tą wodę do wanny i tak sobie stoi. Mamusia powiedziała, że teraz to mam dni brudasa chyba za cały rok, bo już trzeci dzień się nie będę kąpać :) Byliśmy jeszcze w sklepie po wodę, taką do gotowania i do picia. Mam nadzieję, że szybko to naprawią, bo już brakuje mi chlapania się w wodzie...
Z okazji urodzin, życzę wujkowi Jackowi i wujkowi Jarkowi, dużo radości, szczęścia i spełnienia się choć jednego marzenia w nadchodzącym dla nich nowym roku :)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

u Świętego Mikołaja

U Świętego Mikołaja było super. Okazało się, że nie musimy jechać aż na Biegun Północny, bo on na wakacje przyjeżdża do takiej swojej specjalnej wioski. Nie musiałam więc zabierać kurtki, wystarczyła bluza.
Najpierw jechaliśmy samochodem bardzo długo. Na szczęście wujek zabrał mi mały telewizorek i mogłam pooglądać sobie bajki, więc jakoś zleciało. Jak już dojechaliśmy, to okazało się, że więcej dzieci postanowiło Mikołaja odwiedzić... znaleźliśmy miejsce na parkingu i wtedy przesiadłam się na wózek. Do tej wioski wchodziło się przez taką dużą bramę, której pilnowały elfy. Jak wchodziło jakieś dziecko, to dostawało specjalną czapkę elfa. Ja też taką dostałam :)


Najpierw poszliśmy się przywitać z reniferami. Były w specjalnej zagrodzie i miały duże rogi. Był nawet Rudolf, ale nos mu nie świecił, bo on świeci tylko jak renifery latają. Tam można było kupić karmę dla reniferów i je pokarmić. Były specjalne dziury w ogrodzeniu, przez które wkładało się ręce i je głaskało. Ja też je głaskałam, mają bardzo gładką sierść. Na tym zdjęciu jestem z Rudolfem, który nawet mnie polizał :)


Jak już pogłaskałam i pooglądałam wszystkie renifery, poszliśmy na spotkanie z Mikołajem. Do Mikołaja była kolejka dzieciaków i trzeba było czekać. W jego domku wisiały różne zegary z różnymi czasami... i była duuuża skrzynka na listy. Jak bym wiedziała, to bym poprosiła mamusię żebyśmy taki list napisały. Kiedy już dochodziłam do Mikołaja, to usłyszałam jak mówią, że Pani Mikołajowej nie zobaczę, bo poszła robić obiad.  Tak mnie to zasmuciło, że aż się popłakałam. Jak mnie mamusia posadziła na kolanach Mikołaja, to wszystko mu powiedziałam, że powinien zatrudnić elfy, a nie zaganiać żonę do kuchni. Chyba trochę przegięłam... ale zdążyłam go pozdrowić od wszystkich dzieci, które znam, i od wujka Jurka. Niestety wszystkie zdjęcia z Mikołajem mam jak płaczę... nad Panią Mikołajową oczywiście ;)


W wiosce Świętego Mikołaja było dużo różnych atrakcji. Najpierw poszłam z rodzicami przewieźć się kolejką. Objeżdżała ona całą wioskę dookoła. Było bardzo fajnie, szczególnie jak przyspieszała. Po drodze mijaliśmy różne zwierzątka, elfy, a nawet jechaliśmy po takim moście, na którym strasznie trzęsło. Jak wróciliśmy to chciałam jeszcze raz pojechać, ale mamusia powiedziała, że może później bo inne dzieci czekają. Żeby trochę się zrelaksować, poszliśmy coś zjeść. Jadłam takie kawałki mięska w kształcie zwierzątek :) Do tego kanapka, którą mamusia zabrała z domku, popiłam herbatką i mogłam już iść się bawić. Dobrze, że tam były huśtawki, bo dorośli jedli trochę dłużej niż ja ;)
Następnie poszliśmy na karuzele :) Najpierw jechałam na koniku, a mamusia mnie trzymała, żebym nie spadła. Trochę za wolno jak dla mnie jechał ten konik, ale i tak się cieszyłam. Później poszliśmy z rodzicami na inną karuzelę, samoloty. Na nich było naprawdę super. Leciałam bardzo szybko, a do tego gdy przyciągałam kierownicę, to wznosiliśmy się do góry!!! Chciałam jeszcze iść na takie coś spadające i na rollercoaster, ale miałam za mało wzrostu i mnie nie wpuścili.



Byliśmy też w małym zoo, w którym były kurki, kózki i osiołki. Mamusia nakarmiła świnkę i musiała iść myć ręce, bo świnka było ubrudzona błotkiem. Tatuś z wujkiem wygrali dla mnie takiego dmuchanego kaczorka, trafiając do kosza piłeczkami. Jak tak chodziliśmy, to znaleźliśmy taki plac zabaw z dużymi rurami, w których się zjeżdżało. Tatuś poszedł ze mną i zjeżdżaliśmy razem :)


Na koniec odnaleźliśmy jeszcze jedną karuzelę, diabelski młyn. Wsiadało się do takich dużych bombek choinkowych i wyjeżdżało bardzo wysoko. Pojechałam tak z mamusią i tatusiem na górę, a ciocia z wujkiem zostali na dole. Wtedy byłam już trochę zmęczona i chciało mi się spać.
Jak zeszliśmy z karuzeli, to postanowiliśmy powoli wracać do domu. Dostałam jeszcze trochę pamiątek i trzeba było jechać. Taka byłam zmęczona, że prawie całą drogę przespałam. Śniło mi się, że znowu latam samolotem ;)

piątek, 17 sierpnia 2012

nasz stały gość

Nasz stały gość to wiewiórka :) Przychodzi codziennie i sprawdza, czy może zostawiłam trochę chlebka ze śniadanka. Jeśli jest na tarasie w dużej donicy, to sobie zabiera. Natomiast jeżeli nie ma... to zjada inne rzeczy, jak na przykład kwiatki mamusi, lub ubrania z suszarki :) Ta wiewiórka wcale się nas nie boi. Mamusia czasami na nią krzyczy, żeby sobie poszła, ale ja ją bardzo lubię. Jest cała czarna i ma puszysty ogon. Udało nam się nawet zrobić jej zdjęcie. Ona chyba lubi pozować, bo bardzo jej się to spodobało :)


Jutro jadę odwiedzić Świętego Mikołaja!!! Ciocia z wujkiem zabierają nas na wycieczkę na Biegun Północny :) Muszę się bardzo ciepło ubrać. Oczywiście pozdrowię Mikołaja od wujka Jurka, bo prosił mnie o to już bardzo dawno temu. Na pewno poznam również Panią Mikołajową i renifery. Ciekawe, czy będzie Rudolf z czerwonym nosem :) Już się nie mogę doczekać :)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

dzień brudasa

Dzisiaj był wreszcie mój ulubiony dzień, dzień brudasa :) Mogłam się brudzić do woli. Mamusia nawet pozwoliła mi pomalować sobie rączki flamastrami. Niestety lakieru do paznokci nie mogłam użyć, ale może będę mogła jak zrobimy dzień księżniczek :) No więc dzisiaj nie musiałam uważać, żeby się nie oblać zupką, lub nie zabrudzić bluzki jogurtem. A jeszcze na koniec niespodzianka, nie było wieczornej kąpieli!!! Mamusia powiedziała, że jak dzień brudasa, to do samego końca :) Mam nadzieję, że częściej będziemy urządzać takie dni.
Ostatnio u mnie nie dzieje się nic ciekawego. Pada ciągle deszcz i muszę siedzieć w domku. Czasami wychodzę na krótki spacer, jak przestaje padać. Dzisiaj byłam z tatusiem w sklepie po chlebek, bo nam brakło i nie miałam z czego zjeść kanapeczek. Mamusia robi mi takie małe wagoniki z chlebka z masełkiem i szyneczką. Wtedy mogę sama je zajadać. Najpierw zjadam szyneczkę, a później chlebek, jeśli mi się jeszcze zmieści. Dzisiaj na obiadek miałam rosołek i mięsko. Bardzo lubię rosołek z kluseczkami i marchewką. Tyle go zjadłam, że później to mi aż chlupało w brzuszku :)
W sobotę byli u nas ciocia z wujkiem i sprawili mi super prezent. Dostałam strój na Halloween. Jest to strój biedronki :) Mamusia mi nawet jedną część przymierzyła i okazało się, że jest dobra. Do tego są jeszcze rajtuzki i bluzeczka, ale na razie nie ubierałam całości. A tak wyglądałam :)


poniedziałek, 6 sierpnia 2012

nowe odkrycia

Już jestem zdrowa, no prawie. Czasami jeszcze mam katar, ale już dzisiaj mogłam się pohuśtać na huśtawce w parku. Ostatnio odkrywam różne ciekawe rzeczy. Na przykład odkryłyśmy z mamusią dziwne drzewko. Rośnie na naszej trasie do parku. Ma na sobie teraz bardzo dużo malutkich kuleczek, które wyglądają jak wiśnie. Ale to wcale nie są wiśnie. Mamusia dzisiaj zerwała dwa te owoce i okazało się, że to jabłuszka, tylko takie maleńkie. Nie wiedziałam, że takie istnieją.
Dzisiaj odkryłam jeszcze coś ciekawego... lalka umie pływać, a miś nie :) Mamusia pozwoliła mi zabrać lalkę do kąpieli, a misia przemyciłam sama, żeby lalce nie było smutno. Oczywiście to nie był Edzio, bo mamusia by go na pewno zauważyła. Zabrałam takiego małego misia, a jak mamusia wkładała mnie do wanny, to szybko go schowałam pod pianę. Myślałam, że wypłynie, ale niestety... nie wypłynął tylko zaczął się topić. A lalka nic sobie z tego nie robiła, tylko w najlepsze unosiła się na plecach. Mamusia jak zobaczyła co się dzieje, to szybko misia wyciągnęła... i wykręciła. Nie wiedziałam, że tak się ratuje tonące misie. Teraz miś musi wyschnąć, bo jeszcze dostanie kataru, jak ja. No więc już wiem, że misie nie pływają, w przeciwieństwie do lalek. Chciałam jeszcze sprawdzić jak to jest z mamusi zegarkiem, ale mi się nie udało...
Jest jeszcze jedna sprawa, którą udało mi się odkryć... Świat wygląda całkiem inaczej, gdy się go ogląda do góry nogami :) Nauczyłam się stania na głowie i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Do góry nogami wszystko jest takie śmieszne... nawet rodzice, którzy mówią żebym tak nie stawała, wyglądają jakby wisieli w powietrzu. Muszę jeszcze trochę potrenować, żebym mogła dłużej postać, ale wszystko jest na dobrej drodze :)