wtorek, 30 października 2012

huragan

Wczoraj do Ameryki przyszedł huragan. Huragan robi duży wiatr i deszcz. U nas był bardzo mocny wiatr. Mamusia mówi, że w Stanach, czyli tam gdzie mieszka Wiktorek, to było bardzo źle. Wszystko zaczęło się wieczorem. Wujek zadzwonił do mamusi i powiedział, że trzeba pochować wszystko z tarasu. Mamusia wszystko pochowała, a krzesła przywiązała, żeby ich nie porwało. Wieczorem byłyśmy same, bo tatuś był w pracy. Ciągle mrugało światło, a mamusia nawet się trochę bała. Ja pocieszałam mamusię, że to tak jakby w Iwoniczu, bo tam też często wieje wiatr. Szybko zasnęłam, bo ten wiatr to mnie uśpił :) Rano okazało się, że to najgorsze nas ominęło i nadal mamy światło i wodę. Trochę byłam rozczarowana, bo fajnie byłoby przez jeden dzień bez światła ;) Mamusia jak zobaczyła moją poranną fryzurę, to stwierdziła, że największy huragan to chyba przeszedł przez moje łóżeczko :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz