piątek, 12 października 2012

Święto Dziękczynienia

W poniedziałek w Kanadzie obchodzone było Święto Dziękczynienia. Tatuś wytłumaczył mi, że jest to święto związane z Indianami. Dawno temu Indianie pomogli pewnym głodnym ludziom podrzucając im indyki. Na pamiątkę tego wydarzenia istnieje tutaj właśnie to święto. Je się wtedy pieczonego indyka, wszyscy mają wolne i świętują.
U cioci i wujka byliśmy aż dwa dni. Przyjechali po nas w niedzielę i po wizycie w kościółku pojechaliśmy na zakupy. Rodzice musieli kupić mi jakieś nowe ciuchy, bo już trochę urosłam i niektóre zrobiły się za małe. Kupili mi również nowe buty, takie na zimę, no i pantofelki. Pani w sklepie zmierzyła mi nóżkę i okazało się, że znów urosła o jeden numer.
Tak się zmęczyłam tymi zakupami, że zasnęłam w samochodzie. Bardzo dobrze mi się spało. Jak otworzyłam oczy, to byłam w samochodzie tylko z mamusią, a wszyscy czekali na nas już w domku. Kiedy się rozebrałyśmy, to ciocia z wujkiem dali mi prezent - cały worek ciuchów. Najbardziej to chyba cieszyła się mamusia, chociaż przecież to były ciuchy dla mnie :) Zrobiłyśmy wtedy wielki pokaz mody i przymierzałam, czy są na mnie dobre.


Jakoś tak pod wieczór zorientowałam się, że gdzieś zniknął mój kotek. Mamusia powiedziała, że poszedł się wykąpać. Bardzo długo ta kąpiel trwała. Ciekawe dlaczego nie mógł się wykąpać ze mną, w wannie. I wreszcie, jak tak sobie chodziłam po kuchni, to go zobaczyłam. Kręcił się na karuzeli w suszarce do ubrań!!! To dlatego go nie było aż tak długo. Ja za nim tęskniłam, a on się bawił w najlepsze! Jak do mnie wrócił, to pięknie pachniał i był taki puchaty jak nigdy :) Wybaczyłam mu karuzelę pod warunkiem, że następnym razem zabierze mnie ze sobą ;)
W poniedziałek, czyli w święto, wszyscy byli bardzo zajęci. Ciocia gotowała, wujek sprzątał, rodzice też pomagali, a mi się trochę nudziło. Postanowiłam pomóc cioci w kuchni. Ciocia pakowała różne rzeczy indykowi do brzucha. Później wzięła wielką strzykawkę i robiła indykowi zastrzyki z winka. Ja mogłam pomóc wklepując przyprawy. Indyk był śliski i zimny, ale dałam sobie radę :)


Tego dnia była ładna pogoda i w oczekiwaniu na gości i indyka, poszłam z rodzicami na spacer. Ciocia dała nam bułkę, żebyśmy pokarmili nad jeziorem kaczuszki. Jak doszliśmy do jeziora to zobaczyłam, że nie ma kaczek i się trochę zasmuciłam. Wtedy mamusia wzięła bułkę i zaczęła rzucać kawałki do wody. Nagle zaczęły się zlatywać inne ptaszki, mewy. Było ich bardzo dużo i rzucały się szybko na jedzenie. Chyba musiały być głodne.


Pochodziliśmy jeszcze z rodzicami znajomymi ścieżkami, ale zaczął wiać wiatr, więc zawróciliśmy do domu. Po drodze spotkaliśmy jeszcze trzy pieski i motylka. Motylek chyba był chory, bo nie mógł latać. Tatuś przeniósł go na liściu pod krzaczek, żeby mu było cieplej.
Gdy wróciliśmy, poszłam na krótką drzemkę. Jak się obudziłam to okazało się, że już są wszyscy goście. Przyjechała ciocia Gabrysia z wujkiem Józkiem i pan Darek. Mamusia ubrała mnie ładnie i poszłam do gości. Zabrałam ze sobą oczywiście mojego kotka.


Obudziłam się w dobrym momencie, bo akurat był obiad. Przy stole siedzieli już wszyscy. Dołączyłam więc do gości i zaczęliśmy jeść. Na obiadek był rosołek, ziemniaczki, różne sałatki i oczywiście indyk. Do niego był specjalny sos z żurawiny. Na deser mamusia zrobiła ciasto dyniowe, a ciocia sernik. Wszyscy się najedli, a tego indyka to ciocia zapakowała mi nawet trochę do domu. Był bardzo pyszny.


1 komentarz:

  1. moja śliczna Księżniczko, wyglądasz pięknie w tych wszystkich nowych strojach.. :)
    ciocia strasznie za Tobą tęskni... ♥

    OdpowiedzUsuń