poniedziałek, 24 grudnia 2012

ostatnie dni w Kanadzie

Ostatnie dni w Kanadzie w moim domku były okropne. Wszystko powoli znikało... codziennie ktoś przyjeżdżał i zabierał nasze rzeczy. Rodzice ciągle biegali i sprzątali. W środę przyjechała ciocia Bogna i zabrała wszystkie moje zabawki, książeczki i łóżeczko. Nawet nie mogłam się pobawić ten ostatni raz. W ten sam dzień rodzice zapakowali resztę rzeczy i pojechaliśmy do domku cioci i wujka. Gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyłam, że w oknie świeci się dużo kolorowych światełek. Była to choinka. Choinka sięgała aż do sufitu, a świeciły się na niej lampki i wisiały różne bańki i aniołki. Mogłam nawet dotykać światełek, bo to były takie nieparzące. Pod choinką czekał na mnie prezent. Była to skarpeta, w której znalazłam zabawki i czapkę świętego Mikołaja :) Na początku jej nie chciałam ubierać, ale później mi się spodobała.


U cioci i wujka było bardzo fajnie. Mieliśmy nawet pożegnalny obiad świąteczny, na który przyjechali ciocia Gabrysia i wujek Józek. Dostałam od nich poduszkę do samolotu z Dorą ;)
Czas z ciocią i wujkiem szybko się skończył i trzeba było się pakować. Mamusia ciągle przepakowywała walizki, a tatuś je ważył. Mamusia była okropnie zdenerwowana. Na szczęście ciocia się ze mną bawiła :) W piątek wieczorem trzeba było zapakować wszystkie rzeczy do samochodu i jechać na lotnisko. Mamusia bała się lecieć samolotem i musiała pić jakieś niedobre herbatki. Na lotnisku było dużo ludzi. Poszliśmy oddać bagaże i na prześwietlenie. Nawet mój kotek musiał być prześwietlony. Pani powiedziała, że zrobi mu tylko zdjęcie i zaraz mi go odda. Pożegnałam się z ciocią i wujkiem, i do samego końca posyłałam im całuski.
Po długim oczekiwaniu mogliśmy wsiadać do samolotu. Ja siedziałam z mamusią przy oknie, a obok nas tatuś. Jak startowaliśmy, to mamusia trzymała mocno tatusia za rękę, a ja patrzyłam przez okno i się cieszyłam, bo to było trochę tak, jakby lecieć na karuzeli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz