Zanim tutaj przyjechaliśmy, mieliśmy w Iwoniczu super imprezę pożegnalną. Przyszedł nawet Maciuś z rodzicami, żeby się ze mną pożegnać. Na początku imprezy siedzieliśmy w domku, a później poszliśmy na dwór palić grilla i piec kiełbaski. Znalazłam nawet resztki mojej kałuży, ale jakoś zawsze gdy chciałam do niej wejść, znalazł się ktoś, kto mnie złapał :( Gdy kiełbaski się upiekły, to mamusia pokroiła mi moją porcję na talerzyk od dziadzia i mogliśmy jeść.
Po jedzeniu mogłam się wreszcie pobawić z ciocią Karoliną w skoki (bo ciocia też przyjechała żeby nas pożegnać), z wujkiem Krzyśkiem w berka i z Maciusiem w chowanego. Szukałam go długo, aż znalazłam na huśtawce. Trochę był już zmęczony i chciało mu się spać, więc usiadłam sobie obok niego i razem się huśtaliśmy.
Później Maciuś musiał jechać do swojego domku, ja musiałam iść spać, a dorośli dalej się bawili. Najlepsza zabawa zawsze mnie omija...
Następnego dnia była niedziela i poszłam z rodzicami do kościółka. W pewnym momencie podszedł do nas ksiądz z koszykiem pełnym pieniążków. Próbowałam sobie zabrać jakiś pieniążek, ale mamusia mi nie pozwoliła. Szkoda, byłoby na loda ;)
W poniedziałek, gdy miała już być noc, zapakowaliśmy cały samochód rzeczy, pożegnaliśmy się, i ruszyliśmy w daleką drogę. Jechaliśmy chyba pół nocy, ale ja na szczęście dużo spałam. Gdy się obudziłam, dojeżdżaliśmy na miejsce. Byłam bardzo podekscytowana. Przyszliśmy do mieszkania i zaraz zobaczyłam Edzia, Zygmusia, moje łóżeczko i wszystkie moje zabawki, które ostatnio poznikały z Iwonicza. Tatuś przyniósł moją pościel i myślał, że pójdę spać, ale mi się wcale nie chciało ;) Chciałam się bawić moimi odzyskanymi zabawkami :) Niestety musiałam poczekać do rana, bo mamusia zarządziła ciszę nocną i nie dała się przebłagać...
Rano, gdy wstałam, mogłam się bawić do woli. Mój pokój wstępnie wyglądał tak.
Na razie tatuś jest z nami w domku, bo się nic w sklepach nie psuje i nie musi jeździć naprawiać. Bawimy się razem, chodzimy na zakupy i jest fajnie. Brakuje mi tylko tutaj babci, dziadzia i wujka Krzyśka. Rozmawiam za to z nimi codziennie na skypie i mam nadzieje, że niedługo pojedziemy ich odwiedzić, albo oni przyjadą do nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz