Kilka dni przed świętem, mamusia chodziła do kwiaciarni i zamawiała mi płatki na sypanie. Trochę udało się zamówić, a trochę musieliśmy kupić. Kupiliśmy róże i tulipany, ale i tak bałam się, że mi zabraknie. Procesja miała być duuuga.
W czwartek rano zjadłam śniadanko i ubrałam się w białą sukienkę. Miałam też koszyczek z białą wstążką.
Procesja była długa, szło bardzo dużo ludzi. Na szczęście wystarczyło mi kwiatków do sypania :)
Do kościółka na procesje chodziłam jeszcze cały tydzień. Znalazłyśmy z mamusią kwitnące akacje i zrywałyśmy z nich kwiaty. Płatki przynosili też ludzie do kościoła, więc nigdy nam nie brakło. W jeden dzień tak nas zmoczył deszcz, że wróciłyśmy z mamą całkiem przemoczone ;)
Ostatniego dnia ksiądz kazał nam zostać chwilkę dłużej. Podziękował nam za sypanie kwiatków i dał każdej dziewczynce i ministrantowi po wielkiej czekoladzie :)
Była pyszna ;)