piątek, 16 października 2015

nad morzem

Rodzice obiecali mi wycieczkę nad morze i dotrzymali słowa. Byliśmy w miejscowości Pobierowo. Przyjechali do nas ciocia Gosia i wujek Grzesiek (ci co byliśmy u nich na weselu) i razem pojechaliśmy w dalszą drogę. Jechaliśmy w nocy więc prawie cały czas spałam. Gdy dotarliśmy na miejsce zabraliśmy rzeczy do domku i poszliśmy spać.


Dopiero rano mogłam sobie wszystko dokładnie pooglądać. Okazało się, że domków jest dużo, a my mieszkamy w czerwonym. Był jeszcze różowy, ale czerwony też wyglądał ładnie.


Rano było zimno i padał deszcz. Mamusia mi przypomniała, że już kiedyś byliśmy w podobnych domkach. Było to w Kanadzie, z ciocią Gosią i wujkiem Piotrusiem.
Kiedy przestało padać poszliśmy zwiedzić Pobierowo. Było tam dużo kolorowych sklepików z pamiątkami i zabawkami. Było też dużo maszyn do jeżdżenia i zabawy. Znalazł się nawet pan marynarz :)


Poszliśmy też na gofry. Ja chciałam loda, ale rodzice mi nie pozwolili.. Dostałam za to wielką galaretkę :)


Nad morze też w końcu dotarliśmy. Był mokry piasek i wiał wiatr. Trochę pospacerowaliśmy i wróciliśmy do domku.
Drugi dzień był trochę cieplejszy. Nad morzem byliśmy dużo wcześniej. Tatuś zabrał mi foremki do piasku i kocyk. Mogłam robić babki i budować z wujkiem zamek :)


Wszyscy wchodzili do morza tylko ja nie mogłam, bo miałam katar. Siedziałam na piasku i się bawiłam. Wrzucałam kamienie do morza i szukałam muszelek :) I wykopałam taaaaki dół :)


Kiedy poszliśmy na obiad, wreszcie mogłam pojeździć na różnych maszynach. Wybrałam sobie kolejkę. Ona nie stała w miejscu tylko jeździła, jak karuzela :)


To był fajny dzień. Na koniec poznałam jeszcze nową koleżankę, która mieszkała w domku białym ze swoimi dziadkami i młodszą siostrą. Jeździłyśmy z Zuzią na kokardach (mamusia powiedziała, że mówi się gokarty) i bawiłyśmy się w dom.


Trzeciego dnia zaświeciło słoneczko. Chcieliśmy pojechać na jakąś wycieczkę, ale tatuś z wujkiem coś słabo się czuli i nie mogli jechać samochodem :) Wypożyczyliśmy więc rowery i pojechaliśmy do oceanarium. Były tam różne rybki. Był nawet Nemo i Rekin z dużymi zębami. 
Szybko nam to poszło, więc pojechaliśmy jeszcze do Trzęsacza. Ja jechałam z mamusią na rowerze w specjalnym siodełku i mówiłam jej cały czas, że ma szybciej jechać ;)


W Trzęsaczu był taki kościółek, a raczej jedna ściana, bo resztę zabrał do morza Król Bałtyku. Odpoczęliśmy, porobiliśmy zdjęcia, zjadłam bułkę i lizaka... i wracaliśmy na obiadek do domku.


Po powrocie tatuś z wujkiem zapalili grilla i zjedliśmy pyszną kiełbaskę. Już do końca dnia bawiłam się z Zuzią i jeździłam na kokardzie :)


W ostatni dzień naszego pobytu panowie czuli się już lepiej i mogliśmy pojechać na wycieczkę. Pojechaliśmy zwiedzać latarnię morską w Niechorzu. Nie zgadniecie kogo tam spotkałam. Obok latarni stał wieeelki Shrek :)


Żeby dotrzeć na samą górę latarni, trzeba było iść długo po schodkach. Dobrze, że po drodze były małe okienka, mogłam przez nie zobaczyć jak już wysoko jesteśmy.
Z góry był super widok. Mamusia się trochę bała, więc musiałam ją trzymać za rękę :)


A to my wszyscy na samej górze :)


Wycieczka była bardzo udana. Znowu po powrocie zapaliliśmy grilla, a po posileniu się poszliśmy jeszcze nad morze. Wrzuciłam dużo kamyków do morza i narysowałam kotka na plaży.


Następnego dnia już musieliśmy wracać do domku. Fajnie było nad morzem, szkoda, że nie mieszkamy bliżej.