piątek, 28 września 2012

Babcia Ela

Babcia Ela miała wczoraj urodziny. Jest trochę młodsza od dziadzia Marka, ale mamusia powiedziała, że nie mówi się ile kobieta ma lat, więc nie powiem. Młodsza jest od dziadzia o dwa lata (tyle chyba mogę zdradzić) i jest jego żoną :)
Babcia Ela ma krótkie jasne włosy i jest wysoka, wyższa nawet od dziadzia. Na co dzień pracuje w uzdrowisku, gdzie podłącza pacjentów do prądu. Kopie ich różnymi prądami, a oni mają się uśmiechać i zdrowieć. Czasem nawet przynoszą jej czekoladki :)
Po pracy babcia zawsze robi zakupy i wraca do domku, żeby ugotować obiad. Później jest kawa z sąsiadami (ciocią Stasią i wujkiem Adamem) i ciasteczko. Babcia Ela umie piec bardzo dobre ciasteczka :)
Wieczorami, jak już babcia może sobie odpocząć, rozmawiamy z nią przez internet. Babcia Ela może z nami siedzieć bardzo długo i wcale jej się nie znudzi. Czasami nawet rozmawiamy do nocy.
Babcia Ela, w przeciwieństwie do dziadzia Marka, nie lubi nigdzie wyjeżdżać. Lubi siedzieć sobie w domku i odpoczywać na miejscu. Jednak jak uda się ją już gdzieś wyciągnąć, to później bardzo się cieszy i dobrze wspomina dalekie wycieczki. Myślę, że jak dziadzio zabierze mnie na Kretę, to babcia też z nami pojedzie.
Babcia Ela bardzo za nami tęskni. Chciałaby, żebyśmy szybko wrócili i żeby mogła się ze mną bawić. My też bardzo tęsknimy za babcią i już się nie możemy doczekać jej przylotu do nas ;) Jednak znając jej zamiłowanie do podróży, pewnie szybko nas nie odwiedzi. W takim razie my będziemy musieli odwiedzić ją.
Wczoraj babcia Ela miała urodziny. Z okazji urodzin chciałabym babci życzyć dużo szczęścia, miłych pacjentów i słodkich czekoladek, oraz więcej odwagi do podróżowania :)


sobota, 22 września 2012

nowy przyjaciel

Od kilku dni mam w domku nowego przyjaciela. Jest duży, kudłaty i mięciutki. Chcecie wiedzieć jak się u mnie znalazł?
W środę byliśmy z ciocią i wujkiem wyrabiać mój nowy dokument, z nowymi zdjęciami. Kiedy już wszystko było załatwione odwieźliśmy tatusia do pracy, a sami pojechaliśmy do dużego sklepu. Siedziałam sobie w wózku sklepowym, a woził mnie wujek. Mamusia z ciocią wybierały dla mnie nowe piżamki (bo ze starych już wyrosłam), a ja z wujkiem poszliśmy pooglądać inne rzeczy. Nagle go zobaczyłam... a on zobaczył mnie :) Wujek też go zauważył. Na półce sklepowej wylegiwał się duuuży piesek. Prosił żebym go zabrała do domku. Wujek chyba też zrozumiał jego błagania, bo szybko wpakował go do wózka. Bardzo się ucieszyłam. Poszliśmy do mamusi, a ona zrobiła duże oczy i powiedziała, że trzeba go oddać. Na szczęście wujek go uratował.
Teraz mam w domku psa. Śpi sobie obok kanapy w moim pokoju. Lubię się do niego przytulać i się na nim wylegiwać. Edzio jest trochę zazdrosny, ale mam nadzieję, że z czasem mu przejdzie. Niestety mój piesek nie ma jeszcze imienia. Bardzo bym chciała nadać mu jakieś imię, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Mamusia nazwałaby go Stefan, a tatuś Pluto. Jednak decyzja należy do mnie. Może macie jakieś propozycje? Będę bardzo wdzięczna... i mój piesek też ;)


czwartek, 20 września 2012

pożegnanie lata

W niedzielę byłam z rodzicami na pikniku z okazji pożegnania lata. Organizowała go Polonia North, do której należy ciocia i wujek. Wszystko się udało, pogoda dopisała i było dużo gości.
W południe przyjechała po nas pani Ela, a właściwie to już ciocia ;) z moim nowym wujkiem. Zabrali nas i pojechaliśmy razem na imprezę. Kiedy dojechaliśmy na miejsce to zobaczyłam, że jest jeszcze niewiele osób. Były wolne ławki, więc zajęliśmy sobie jedną. Najpierw była Msza św., a ksiądz to nawet przyszedł osobiście mnie powitać :) Po Mszy był obiad. Jadłam z mamusią kiełbaskę z grilla i bułeczkę. Później tatuś przyniósł mi jeszcze sernika :) Był bardzo pyszny.
Na pikniku spotkaliśmy dużo znajomych. Widziałam dużo moich cioć i wujków. Każdy mówił, że urosłam :) Nie siedzieliśmy w jednym miejscu, tylko chodziliśmy sobie i rozmawialiśmy z innymi. Poszliśmy nawet na chwilę do cioci Eli. Próbowała dać mi arbuza do zjedzenia, ale jakoś nie bardzo mi zasmakował. Dzieci miały w pobliżu różne zabawy, ale powiedzieli, że ja jestem na nie za mała. Udało mi się jednak zabrać jedną piłkę i rzucałyśmy nią sobie z mamusią.


Na pikniku była również loteria fantowa. Niestety nic nie wygraliśmy.
Ciocia z wujkiem nie mieli za bardzo czasu, bo stali przy takich dużych stołach i podawali jedzenie. Wujek na chwilę odchodził i próbował ze wszystkimi posiedzieć i zamienić kilka słów. Miał super kapelusz, taki jak na safari :) Pożyczył mi nawet na chwilkę :)


Jak już zbliżał się wieczór, to zostało zapalone ognisko. Pan grał na akordeonie, a dzieci śpiewały. Ja nie znałam tych piosenek, więc sobie tylko tańcowałam. Mamusia obiecała, że nauczy mnie tej piosenki o Jagódkach, bo bardzo mi się spodobała.


Pod koniec imprezy byłam już bardzo zmęczona. Spałam tylko chwilkę w samochodzie, w drodze na piknik.  Jak dojechaliśmy do domku, to już nawet nie miałam siły się wykąpać i rodzice postanowili, że mi kąpiel darują. Zjadłam tylko kolację i poszłam spać.
Tym piknikiem pożegnaliśmy lato. Skończyły się gorące dni i na dworze jest teraz paskudnie i ciągle pada deszcz. Wujek mówi, że jeszcze wróci ciepło na kilka dni, bo tutaj jest takie "indiańskie lato" we wrześniu. A tatuś mówi, że nadchodzi zima... ;)

wtorek, 18 września 2012

portret

Wczoraj byłam u prawdziwego fotografa. Mamusia powiedziała, że kończy mi się ważny dokument i trzeba mi zrobić zdjęcie. Bardzo się ucieszyłam, bo ja lubię zdjęcia. Musiałam się ładnie ubrać i uczesać. Poszliśmy do takiego zakładu fotograficznego, gdzie było bardzo dużo zdjęć, ramek i obrazów. Byłam druga w kolejce. Przede mną była taka mała dziewczynka, która jeszcze nie umiała pozować. Pan musiał ją położyć i wtedy robił jej zdjęcie z góry. Stałam z boku i patrzyłam... no i mówiłam tej małej jak ma się ustawić. Jednak ona zwracała uwagę na mnie, a nie na pana fotografa. Mamusia mnie zabrała, bo podobno rozpraszałam dziewczynkę. Dorośli nic nie rozumieją.
Jak przyszła kolej na mnie, to musiałam usiąść na takim wysokim krześle i patrzeć na aparat. Oczywiście szeroko się uśmiechałam. Pan jednak powiedział, że do tego zdjęcia nie można się uśmiechać. Bardzo mnie to zdziwiło i zagniewało, bo przecież wiadomo, że z uśmiechami ładniejsze zdjęcia wychodzą. Zezłościłam się i już nie chciałam, żeby mi robił zdjęcie. Zeszłam z krzesła i powiedziałam, że wracam do domku. Wtedy pan fotograf powiedział moim rodzicom, że może powinni mi dać jakąś zabawkę. Poszliśmy więc do sklepu, bo nie zabrałam żadnej zabawki ze sobą. I takim oto sposobem do mojej kolekcji dołączyła pszczółka :)


Już nie byłam aż taka zła. Wróciliśmy do zakładu fotograficznego, ale nie chciałam sama siedzieć na krześle. Pan pozwolił mamusi wziąć mnie na kolanka i wtedy udało mu się zrobić takie zdjęcie jak chciał. Jednak mi podoba się bardziej to z uśmiechem. Wujek wczoraj zrobił z niego super portret, który można oprawić i powiesić na ścianie. A tak wyszłam na zdjęciach :)


środa, 12 września 2012

u lekarza

Wczoraj niestety udało się rodzicom zabrać mnie do lekarza. Nie był to miły, przystojny pan... tylko starsza, ruda pani.
No ale po kolei... Rodzice obudzili mnie wcześnie rano. Mamusia ubrała mnie na wyjściowo, zjadłam śniadanko i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy najpierw jednym autobusem, a później drugim. Okropnie długo to trwało, bo na drogach były jakieś roboty. Jak już dotarliśmy do budynku, w którym przyjmowała pani doktor, to okazało się, że tam też trzeba poczekać. Na poczekalni były różne zabawki, więc się trochę pobawiłam i tak zleciał mi ten czas. Później przyszedł pan i poprosił nas do gabinetu. Pani długo nie przychodziła, więc poszłam jej szukać. Mamusia mnie jednak złapała, jak zaglądałam po kolei do każdego gabinetu i zabrała z powrotem.
Kiedy przyszła pani doktor, to mnie zważyła i zmierzyła, zbadała słuchawkami i stwierdziła, że jestem zdrowa i można mnie zaszczepić. Jak to usłyszałam to chciałam uciekać, ale tatuś zamknął drzwi i się nie udało. Powiedział za to, że jak będę dzielna to mi kupi coś fajnego. Ta pani doktor to mnie chciała zaszczepić ze dwa razy, ale rodzice mnie uratowali i się zgodzili tylko na jedno szczepienie. Trochę bolało, ale jakoś przeżyłam i teraz jestem z siebie dumna, bo mamusia mówi, że jestem dzielną dziewczynką.
Później wróciliśmy do domku tą samą drogą. Byłam już trochę zmęczona i przysypiałam lekko w autobusach. Do sklepu po nagrodę nie zdążyliśmy, bo tatuś spieszył się do pracy. Na szczęście rodzice pamiętali o obietnicy i dzisiaj dostałam od tatusia super pingwinka za odwagę. Rodzice kupili mi również śpiworek, bo ja nie lubię spać przykryta w nocy, a robi się coraz chłodniej.
Za miesiąc znów muszę jechać do tej pani doktor, bo skończę wtedy 18 miesięcy, a w tym czasie podobno się sprawdza czy wszystko mi prawidłowo rośnie ;) Wtedy znów będę dzielna i tatuś będzie mi musiał kupić następną nagrodę :) Myślę, że w ten sposób, to nawet całą kolekcję uda mi się uzbierać :)


piątek, 7 września 2012

Dziadzio Marek

Mój dziadzio Marek jest już trochę stary, bo dzisiaj kończy 55 lat :) Mamusia mówi, że nie pisze się stary, tylko w średnim wieku... ja tam nie widzę różnicy. Moi rodzice też są już starzy ;)
Dziadzio Marek jest dobrze zbudowany, to znaczy ma trochę duży brzuch. Niektórzy mówią, że to się nazywa birceps :D Dziadzio Marek ma bardzo krótkie włosy, które obcina mu babcia Ela. Na co dzień pracuje w pogotowiu. Jeździ karetką i pomaga ludziom. Jak słyszymy z mamusią jakąś karetkę, to wtedy mówimy sobie, że to na pewno jedzie dziadzio Marek :)
Po pracy dziadzio musi odreagować swoje stresy (tak mówi mamusia) i wtedy gra w różne gry, na przykład w Robba. Podjada wtedy chipsy z Biedronki i pije piwko :) Często rozmawiam z nim wieczorami na skypie.
Dziadzio Marek ma różne pasje i marzenia. Myślę, że chciałby mieć skrzydła i fruwać jak ptak :) Kiedyś latał na paralotni, ale jak raz spadł, to babcia mu zabroniła... no a jak wiadomo własnej żonie nie wolno się sprzeciwiać ;)
Dziadzio lubi podróżować i chciałby zwiedzić jeszcze dużo różnych krajów. Jak podrosnę, to mam nadzieję, że zabierze mnie na Kretę ;) To taka wyspa, gdzie jest dużo kretów.
Dziadzio Marek jest zawsze uśmiechnięty i na wszystko mi pozwala :) Szkoda, że jest tak daleko... ale ciągle obiecuje, że nas odwiedzi. Rodzice nie pozwalają mi jeść słodyczy, a on na pewno by mi pozwolił. No i zabrałabym go oczywiście do sklepu z zabawkami :D
Dzisiaj dziadzio Marek ma urodziny. Z tej okazji chciałabym mu życzyć spełnienia marzeń, dużo zdrówka i radości z każdego dnia :)


środa, 5 września 2012

wyniki konkursu

Dzisiaj zakończył się mój pierwszy konkurs. Wszyscy odpowiedzieli prawidłowo na pytanie konkursowe. Odpowiedź na nie to oczywiście "EDZIO".
Mamusia zrobiła losy z imionami i w obecności tatusia i Edzia, jako komisji, zaczęło się losowanie nagród.



Szczęśliwymi wygranymi zostali:
Babcia Krysia,
Ciocia Stasia,
Ciocia Karolina.


A oto nasze super nagrody, które w najbliższym czasie zostaną wysłane pocztą.


Gratulujemy wygranym!!!!

niedziela, 2 września 2012

Wiktorek

Niedawno odwiedził mnie Wiktorek z rodzicami, ciocią i wujkiem. Przyjechali z bardzo daleka, bo aż z Chicago. Musieli jechać cały dzień. Czekaliśmy na nich z mamusią przed domkiem, żeby trafili. Tatuś niestety musiał być w pracy i nie poznał Wiktorka. Mamusia Wiktorka dała mi takiego tygryska z dużymi oczami. Okazało się, że to jest braciszek mojego pieska i teraz mogą się razem bawić.


Wiktorek jest jeszcze mały, bo ma dopiero 8 miesięcy. Nie umie mówić, ani chodzić. Chciałam się z nim zaprzyjaźnić. A wujek to nawet chciał, żeby był moim narzeczonym... ale to nie takie proste ;) Były oczywiście pewne plusy... Po pierwsze jest młodszy, to by się dał mi trochę wychować. Po drugie bał się jak krzyczałam, a mąż powinien się trochę bać żony i jej słuchać. Po trzecie był przystojny i miał takie same niebieskie oczy, jak ja. Po czwarte chyba mu się podobałam, bo cały czas na mnie patrzył. No i wszystko byłyby dobrze, tylko ta odległość...
Fajnie było się wreszcie bawić z jakimś dzieckiem. Wiktorek patrzył, a ja mu tłumaczyłam w jaki sposób trzeba się bawić moimi zabawkami. Tylko później trochę nie rozumiałam, dlaczego wszyscy zabierali mi moje zabawki bez pytania, i dawali Wiktorkowi.


Popołudnie upłynęło nam razem bardzo szybko i goście musieli wracać do domu. Odprowadziłam jeszcze wszystkich do samochodu i dałam każdemu po buziaku. Wiktorkowi nie dałam, nie całuję się na pierwszej randce ;) Pewnie prędko go nie zobaczę, ale jak podrośnie to może pogadamy sobie przez skypa.

Wczoraj miałam swoją pierwszą karę, a właściwie szlaban. Zrobiłam rysunek na drzwiach, jak mamusia nie patrzyła. To się nazywa graffiti. No i miałam szlaban na kredki, przez cały dzień. To strasznie długo... a tak ładnie mi wyszło. Mamusia powiedziała, że jak kupimy gumki do mazania, to trzeba będzie wszystko zmazać, bo na drzwiach i ścianach się nie rysuje.
Mamusia zrobiła wczoraj pyszne proziaki, według receptury cioci Stasi :) Zajadałam sobie z masełkiem na kolację. Mniammmm :)

Przypominam o moim konkursie!!! Odpowiedzi można również wysyłać na maila: a_g_a_7@interia.pl To mail mojej mamusi, ale ona mi wszystko przekazuje. Zamknięcie konkursu nastąpi w środę, 5 września, o godzinie 11:00 czasu Kanadyjskiego, a 17:00 czasu Polskiego.